poniedziałek, 26 listopada 2018

Oraaaaaaaaaa

Luna

Niecierpliwie spojrzała w stronę słońca, które powoli zaczynało zachodzić za pobliską górę. W końcu całą okolicę spowije mrok co pozwoli jej przeprowadzić w całości wcześniej przygotowany plan. Co mogło pójść źle? Niespiesznie podeszła do małego górskiego jeziorka aby przejrzeć się w jego tafli. Czarne, kręcone włosy delikatnie opadały na ramiona. Zazwyczaj schludnie uczesane teraz rozczochrane i w ogólnym nieładzie. Zielone oczy, które teraz bystro i krytycznie oceniały każdy detal przebrania za chwilę musiały przybrać zgaszony i przerażony wyraz. Strój,(kostiumo-sukienka) poprzecierany, podziurawiony i brudny zwisał z jej drobnego ciałka odsłaniając czarny stanik i niegdyś kremową teraz lekko brązową skórę. Wyglądała jakby cudem uszła z życiem i jakby ciągle o to życie walczyła. W pobliskiej przełęczy zatrzymali się najwięksi obrońcy ludzkiego życia, tak o nich mówiono. Dla niej byli wrogami. Okradli jej opiekuna, człowieka którego kochała i dla którego zrobiłaby wszystko. Łącznie z narażeniem własnego życia. To dzięki niemu je zyskała więc dla niego mogła je stracić. Ponadto, kamień, który zgarnęli napadając na ich rezydencję był potrzebny także jej. To on w pewnym sensie utrzymywał ją przy życiu od tamtego nieszczęsnego wypadku. Musiała go odzyskać tak samo dla Kayn'a jak i dla siebie. Przez to że znalazła się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwym czasie nie mogła oddalać się od kamienia na dłużej niż dwa tygodnie. Potem... Nie chciała nawet o tym myśleć. Nie w tym momencie. Już niedługo wszystko wróci do normy. Musiała tylko zgarnąć to co nie należało do tej grupy ludzi, a w tym była naprawdę dobra. Najpierw zdobyć zaufanie, dołączyć do nich, a później wszystko rozwiąże się samo. Słońce całkowicie schowało się za horyzontem. Niedługo grupa potworów dotrze do tego miejsca. Z jej obliczeń nie powinno im to zająć więcej czasu niż dziesięć lub piętnaście minut. Już z oddali słyszała ich pochrząkiwania i gardłowe okrzyki. Cofnęła się o krok. W normalnych okolicznościach sama by się z nimi rozprawiła, ale to nie były normalne okoliczności. Kiedy mutanty znalazły się już w zasięgu jej wzroku upewniła się że ją zauważyli. Brązowo-zielone stwory zaczęły biec szybko w jej kierunku, ich wielkie jak jej połowa ciała łapy rytmicznie uderzały o ziemię rozsypując dookoła żwir.  Były ogromne, dwa lub trzy razy większe od niej... Całe szczęście nie było ich więcej niż cztery. Zaczęła uciekać w dół do przełęczy, w której zatrzymała się "cudowna" drużyna. Z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Była z siebie naprawdę bardzo dumna. Cały ten teatrzyk naprawdę jej się udał. Krzyknęła po raz kolejny nie zatrzymując się nawet na chwilę. Potwory były coraz bliżej. Zahaczyła stopą o wystający kamień przewracając się na ziemie.



Ekko

Spojrzałem w niebo wyczekując zapowiedzianej godziny. Sona powiedziała, że mniej więcej w tym miejscu i o tej godzinie miało się coś stać... Nadal zastanawiało mnie jakim sposobem wyczytywała to z wczorajszych gwiazd, ale jej intuicja nigdy mnie jeszcze nie zawiodła. Dotychczas każda z jej przepowiedni sprawdzała się, nawet jeśli była mało szczegółowa i niewiele z niej wiedziałem. 
Rozejrzałem się dookoła, ale nadal niczego nie widziałem. Czego miałem się spodziewać? "Coś ważnego się wydarzy" niewiele mi mówiło, ale nadal musiałem pozostać czujny. Nie miała pewności czy "to" wydarzy się właśnie w tym miejscu. 
Zerwałem się na nogi słysząc ryk potworów. Oby nie był to fałszywy alarm. Stwory nie były zbyt groźne, ale ciągłe sprawdzanie co się dzieje było męczące. Nieopodal naszej bazy zasiedliło się nowe stado, co chwila urządzając ryki godowe, co jedynie zbijało nas z tropu.
Ruszyłem przed siebie. Wyjąłem z pochwy szablę, którą zawsze miałem przy sobie. W końcu moim oczom ukazało się kilka stworów oraz leżąca na ziemi dziewczyna. Koligury, olbrzymie stwory z kolcami na plecach, wyglądały na całkowicie wygłodniałe i nie pogardziłyby żadną przekąską. 
Zeskoczyłem ze skały, prosto na stwory, które wyszczerzyły na mnie kły. Wystarczyło kilka cięć tuż pomiędzy ochronnym pancerzem, aby pozbyć się ich głów. Martwe ciała masywnie opadły na ziemię. 
Przetarłem z twarzy fioletową, lepką maź, która krążyła w żyłach stworów. Odwróciłem się w stronę dziewczyny spoglądając na nią z lekkim uśmiechem. 
-Daleko zawędrowałaś, skoro trafiłaś aż tutaj. Przypuszczam, że to właśnie twoje przybycie wyczytała z gwiazd Sona i nie jesteś tutaj przypadkowo. - powiedziałem spokojnie kucając przed dziewczyną. Na świeżo wypranym ubraniu oraz twarzy znajdowała się fioletowa maź.
-Mogę ci pomóc, ale musisz powiedzieć dokąd zmierzasz. Jeśli zmierzasz do najbliższej wioski, mogę cię bezpiecznie przeprowadzić przez góry i ochronić. - powiedziałem spokojnie pomagając dziewczynie wstać.
Nawet jeśli komuś udało się nas znaleźć, nikomu nie proponowaliśmy dołączenie do naszej drużyny. Wielu o nas słyszało, dlatego niektórzy sądzą, że mogą tu przyjść i sami ich przygarniemy. Nowi rekruci zawsze byli mile widziani, ale sami musieli wiedzieć czego chcą. I najważniejsze, kogo właściwie szukają. Kilka razy już się natknąłem na "buntowników", którzy nas szukali, ale nawet nie znali naszych imion.


Luna

Tylko sekundy dzieliły jej życie od rychłego końca, a przynajmniej takie miała sprawiać wrażenie. Nigdzie nie widziała tych wspaniałych bohaterów, o których wszyscy tyle opowiadali dookoła. Jeszcze sekunda i sama będzie musiała pozbyć się natrętnego stada jeśli nie chciała zostać schrupana na kolację. Zacisnęła mocno zęby i zacisnęła powieki słysząc poruszenie. Nie pomyliła się. Jednak tu byli. Charczenie i ryki zamilkły, a dookoła zapanowała martwa cisza. Luna podniosła się ciężko na dłoniach. Upadek spowodował głębokie rozcięcie na nodze oraz kilka otarć na dłoniach. Krew powoli sączyła się z rany. Teraz czekała na nią najtrudniejsza część. Przekonać kapitana jak bardzo była bezbronna i przestraszona. Niepewnie spojrzała na mężczyznę, który stał przed nią lekko zdyszany z mieczem u boku. Ze srebrnego ostrza kapała fioletowa maź, która znajdowała się nie tylko na jego broni, ale też na twarzy i ubraniu.
-Ja...- wyszeptała cicho dziewczyna i cofnęła się delikatnie przed dotykiem mężczyzny i spojrzała w jego twarz. Był przystojny, nie mogła na ten temat niestety nic złego powiedzieć, a umięśniona sylwetka doskonale do niego pasowała. Wyglądał na pewno siebie, takiego któremu nie jest straszne żadne niebezpieczeństwo. Kilka pasm białych włosów przylepiło się do jego spoconego czoła, a oczy bystro rozglądały się dookoła szukając nowych niebezpieczeństw.
-Nie wiem o czym mówisz... Od wielu dni ścigają mnie potwory bez nawet dnia wytchnienia. Wczoraj prawie...- z jej oczu wypłynęły malutkie łezki. Odwróciła głowę chcąc ukryć swoją bezradność. Wszystko należało zagrać należycie. Za drugim razem przyjęła pomocną dłoń kapitana, bo to, że nim był nie budziło w niej żadnych wątpliwości.
-W wiosce na pewno znajdę schronienie- wyszeptała cicho i stanęła o własnych siłach. Delikatnie syknęła stając na zranionej nodze. W normalnych okolicznościach nawet by to jej nie ruszyło, ale teraz musiała być słaba. Przyjrzała się ponownie kapitanowi spod na wpół opuszczonych powiek. Już go gdzieś widziała tego była pewna. Wróciła pamięcią do dnia kiedy cała jego drużyna okradła jej dom. Był tam... Widziała go. Miała tylko nadzieję, że i on nie rozpozna jej. Wtedy wyglądała inaczej. Minął rok od tamtego czasu, a ona stawała się coraz słabsza i słabsza. Jedyne co ją przytrzymywało przy życiu był mały odłamek kryształu schowany w jej naszyjniku. Gdyby wtedy kamień nie wypadł z rąk jednemu z przygłupów kapitana teraz była by martwa. Kamień powoli jednak zaczynał słabnąć, a tak samo jej jak i Kayn'owi zależało na odzyskaniu kamienia. Robiła to głównie dla niego. Ekko... Tak go nazywali w miasteczku u podnóża góry, a już niedługo ludzie stracą do niego zaufanie. Kiedy usłyszą, że został okradziony przez jedną, niewinną kobietę... Jak wtedy będą mogli powierzyć mu swoje życia? Jeszcze lepszym pomysłem byłoby uwiedzenie kapitana i wydobycie od niego cennych informacji.



Ekko

-Co cię sprowadza w tak odległe miejsce? Nikt nie zapuszcza się w tak odległe rejony, zwłaszcza tak daleko od ludzkich siedlisk. Z miasteczek oddalają się jedynie samobójcy, aby zrobić z siebie pożywkę dla potworów... Ty raczej na taką osobę nie wyglądasz. - powiedziałem spokojnie przeczesując ręką zlepione mazią włosy.
Czy aby Sona aż tak bardzo tym razem się pomyliła? Nawet jeśli miewa jakieś wizje lub wyczyta coś z gwiazd, jest w stanie określić przynajmniej pobieżnie o co chodzi. Rzadko kiedy nazywa jakąś misję ważną. Może pokładałem zbyt duże nadzieje słysząc takie wieści? Nie ukrywałem, że liczyłem na nowego rekruta, który będzie chciał wstąpić do naszej drużyny. Dawno już nie mieliśmy "świeżej krwi", która by wytrwała dłużej niż tydzień. Zazwyczaj były to osoby, które szukały nas, chociaż nie wiedziały zbytnio kim jesteśmy, albo przeceniali swoje siły, szybko rezygnując z obawy o swoje życie. Wielu też poległo walcząc o bezpieczeństwo innych osób. Odnalezienie nas tym bardziej było trudniejsze, że nikt nie wiedział gdzie jest nasza kryjówka. Dodatkowo otoczona była ona miejscami lęgowymi potworów, co jeszcze bardziej utrudniało dostanie się do tego miejsca. Najwidoczniej przybycie dziewczyny do tego miejsca mijało się z moimi nadziejami.
-Nie martw się, odprowadzę cię do najbliższej wioski. - Zdjąłem z szyi czerwoną chustę, opatrując nią zranioną nogę dziewczyny. Tyle musiało wystarczyć. Nie mogłem zabrać jej do naszej bazy. - Nic więcej nie mogę poradzić na twoje rany. W wiosce na pewno ci pomogą.
Gwizdnąłem, czekając na odzew echa pomiędzy górami. Po chwili rozległ się znajomy mi ryk, a oczom ukazał się ogromny puchaty stwór podobny do niedźwiedzia. Kiedy po kilku minutach dotarł do mnie, zatrzymał się czekając na polecenie. Poklepałem go przyjacielsko po brzuchu. Nasza kryjówka była oddalona o kilka kilometrów od tego miejsca, dlatego warto było mieć przyjaciela, który posłuży jako transport.
-Jeśli nie masz nic przeciwko, pojedziemy na nim. W przeciągu trzech godzin powinien nas dowieść do najbliższej wsi. Po tym czasie się rozstaniemy.


Luna

Ten idiota w ogóle nie postępował zgodnie z jej planem. Nie zamierzała lecieć do żadnej wioski, a już na pewno nie tak od razu. Najpierw musiała dostać się do ich tajnej bazy. Co powinna zrobić aby wzbudzić zainteresowanie...? Jeśli byłaby poważnie ranna nie wytrzymałaby na tym czymś nawet dwudziestu minut, a co dopiero trzech godzin. Może gdyby zacny kapitan musiał ruszyć swój tyłek aby po raz kolejny pomóc damie w opałach. A przynajmniej musiał myśleć, że jej pomaga. Zresztą czy nie tak właśnie było? Pomoże jej zdobyć ten kamień czy tego chce czy nie. Poczekała cierpliwie aż niezbyt wprawnie jej noga zostanie opatrzona choć ona zrobiłaby to lepiej. Nie marudziła jednak. Nie mogła. Jego szorstkie palce musnęły delikatnie skórę na jej udzie.
- Nie wiem czy dam radę - jej słowa wydobyły się z delikatnych ust niczym trzepot skrzydeł ptaka. Ledwo słyszalnie. Sekundę po tym zachwiała się na nogach upadając z powrotem na ziemię.
-Kręci mi się w głowie. Uciekam od wielu dni. Mama poprosiła mnie o przyniesienie pewnych ziół z lasu, a te potwory zapędziły mnie aż tutaj- powiedziała ciężko opierając cały ciężar swojego ciała na dłoniach. Plecy jej drżały z "wyczerpania", byłaby doskonałą aktoreczką. Czarne włosy opadły jej na twarz przysłaniając ją praktycznie w całości. Spojrzała w oczy kapitanowi i spróbowała wstać. Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie i upadła z powrotem tym razem tracąc przytomność. Tą sztukę opanowała do perfekcji. Potrafiła leżeć bez czynnie i bez grymasu przez wiele godzin. Nie było możliwości aby Ekko zorientował się, że jest oszukiwany. Leżała bezczynnie z zamkniętymi oczami, a jej klatka piersiowa powoli unosiła się i opadła. Coraz wolniej i delikatniej, ledwo dostrzegalnie. Nie mógł jej zawieźć w takim stanie do wioski, gdyż znajdowała się za daleko, a on nie wiedział co się z nią dzieje. Przynajmniej taką miała nadzieje, że będzie na tyle rozsądny aby zabrać ją do bazy dopóki nie nabierze sił. Z oddali dobiegł ich głośny grzmot. Zbierało się na burzę. Pogoda była po jej stronie. W takich warunkach podróż zajęłaby o wiele więcej. Pierwsze krople odbiły się od jej delikatnej skóry zostawiając mokre ślady. Decyzja należała do niego.



Ekko

Westchnąłem ciężko spoglądając na dziewczynę. Nawet gdybym chciał, nie mogłem jej ze sobą zabrać. Nie tam. Po ostatnim ataku Kayna obiecaliśmy sobie, że będziemy sprowadzać do bazy jedynie rekrutów, którzy wydadzą się godni zaufania. Minęło zaledwie trzy miesiące odkąd zniszczył naszą starą bazę i zmusił do przeniesienia się w inne miejsce, bardziej bezpieczne. Stało się tak tylko dlatego, że młody rekrut wpadł w jego zasadzkę i wprowadził go do bazy, nie mając świadomości, że ukrywa się pod inną twarzą. Nikt nie miał mu tego za złe, ale na nieszczęście przypłacił za to życiem. Osobiście chowałem jego zimne ciało w ziemi po tym, jak Kayn bez mrugnięcia okiem wyrwał gołymi rękoma z jego klatki bijące jeszcze serce. Takich widoków nigdy się nie zapomina... I nie mogę dopuścić do kolejnego ataku. Zawsze mógł nas śledzić. Zrobiłby wszystko aby odzyskać Orę i przejąć jej potężną energię. Nie mogliśmy na to pozwolić. Zbyt wielu ludzi ucierpiało by na tym, gdyby posiadł tak potężną siłę. Był pierwszym człowiekiem jakiego widziałem, który potrafił kontrolować tą energię. Jedynym i zdecydowanie najbardziej brutalnym jakiego spotkałem. Stwory atakujące wioskę miały w sobie więcej uczucia niż ten człowiek. Dlatego zadecydowaliśmy o ukryciu kamienia. Z dala od niego, w miejscu, które tylko ja znałem. Przetrzymywanie jej przy sobie stawało się coraz niebezpieczne i trudne do ochrony.
-Musimy znaleźć schronienie Ikki, zanim całkowicie się rozpada. Przynieś mi potrzebne zioła.- na moim ramieniu pojawiła się jaszczurka, która po chwili równie szybko niknęła. Chociaż na nią mogłem w tej chwili liczyć. Nie mogłem zostawić dziewczyny tutaj samej, chociaż niańczenie jej też nie było najlepszym pomysłem. Było to jedynie stratą czasu. Kiedy tylko dojdzie do siebie, natychmiastowo zostanie odwieziona do najbliższej wioski, z resztą już sobie poradzi.
Wziąłem dziewczynę na ręce. Schronienie odnalazłem w niewielkiej jaskini, która idealnie nadawała się na postój, ewentualnie przenocowanie. Wkrótce też obok mnie pojawiła się Ikki z kilkoma ziołami w pysku.


Luna

Miała ochotę krzyczeć, tupać, bić i wyklinać od najgorszych tego zidiociałego kapitana. Do wszystkich diabłów jeśli chciała znaleźć to czego potrzebuje najwyraźniej potrzebowała zdobyć jego zaufanie. W dalszym ciągu udając nieprzytomną pozwoliła się podnieść i zanieść w znanym tylko temu mężczyźnie kierunku. Gdy została ułożona na ziemi poruszyła się niespokojnie, a jej powieki zatrzepotały delikatnie lekko się uchylając.
-Co się stało?- wyszeptała rozglądając się dookoła jakby nie rozumiała jak dokładnie znalazła się w tym miejscu skoro jeszcze przed chwilą rozmawiali na zewnątrz. Ciężko podniosła się do siadu i oparła się o skalistą ścianę. Przyjrzała mu się uważnie, lekko mrużąc oczy westchnęła cicho i wskazała na miecz.

-Musisz należeć do tej drużyny bohaterów prawda? Gdyby nie wy byłoby z nami marnie... Naprawdę dużo wam zawdzięczamy - miała ochotę odgryźć sobie język gdy wypowiadała te słowa - zawsze chciałam się do was przyłączyć. Chronić ludzi...- uśmiechnęła się delikatnie zaczesując do tyłu swoje włosy. Przyjęła pozę wyczerpanej kobiety i rozmarzonym wzrokiem spojrzała w zachmurzone niebo. Powinna stać się bardziej śmiała niż udawać głupią gąskę. Zdobyć zaufanie, wkupić się w jego łaski.
Odchrząknęła cicho.
- W wiosce nic mnie nie czeka. W ogóle nigdzie nic mnie nie czeka. Nie mam rodziny ani nikogo dla kogo warto by wracać... - westchnęła cicho i poruszyła się niespokojnie tak że jej strój opadł osłaniając delikatną skórę. Dopiero teraz zorientowała się, że ramiączko jej stanika również rozpadło się podczas upadku. Kostium już do niczego tak naprawdę się nie nadawał. Jego mokre resztki gdzieniegdzie ściśle przylegały do jej ciała.
-Jeśli... Szukalibyście kogoś... Albo organizowali szkolenie, to z chęcią bym się zapisała - powiedziała delikatnie przekrzywiając głowę. Spojrzała w dół i niezręcznie przykryła się resztkami ubrania na ile mogła. Nie chciała aby wziął ją za łatwą dziewczynę ze wsi, która to każdemu wskakuje do łóżka.
-Nawet trochę potrafię walczyć. Niestety tylko trochę - skłamała gładko i oparła się z powrotem.



Ekko

Spojrzałem ze spokojem na dziewczynę. Odetchnąłem z ulgą kiedy dziewczyna się ocknęła i powróciła do żywych. Dojdzie do siebie i będzie mogła powrócić do swojego domu, gdzie powinna być.
-Straciłaś chwilowo przytomność, zapewne z wycieńczenia. Powinnaś jak najszybciej wrócić do domu i zadbać o swoje zdrowie. I nie powinnaś oddalać się od wioski, jeśli nie chcesz żeby stwory cię zaatakowały. To zbyt niebezpieczne. - powiedziałem spokojnie. Zamoczyłem kawałek materiału w deszczowej wodzie i ziołach, oczyszczając rany dziewczyny.
-Nie jesteśmy bohaterami. Wypełniamy jedynie swoją misję, prowadzeni naszą przeszłością. Chronimy innych, aby nie musieli cierpieć tracąc bliskie osoby... I przed potworami i przed Kaynem, który sercem ani trochę się od nich nie wyróżnia. Jest równie okrutny i zabija innych z premedytacją. Z tym, że w przeciwieństwie do niego potwory szukają pożywienia, a on zabija dla własnej zabawy. - powiedziałem poważnie. Nienawidziłem tego człowieka od pierwszego dnia, kiedy zmierzyłem się z nim twarzą w twarz. Nigdy nie zapomnę tej okrutnej nocy, kiedy odebrał mi to, co było najważniejsze. Nikomu więcej nie mógł już tego zrobić.
-Nie masz rodziny? Mówiłaś, że twoja mama wysłała cię po zioła, dlatego się tutaj znalazłaś. - uniosłem delikatnie brew spoglądając na nią. - Po powrocie do domu powinien ktoś cię przebadać. Możliwe, że masz zaniki pamięci.
Spojrzałem w jej oczy uśmiechając się delikatnie. Najwidoczniej przepowiednia nie była aż tak błędna jakby można przypuszczać. Nie wiedziałem jednak czy jest na to gotowa. Wydawała się być bardzo delikatną osobą, którą można było spłoszyć. Nie mogłem jej zabronić dołączenia do nas, jednak nie chciałem, aby miała traumę do końca swojego życia.
-Sona powiedziała, że to wydarzenie będzie bardzo ważne, więc od początku liczyłem na to, że twoje przybycie nie było przypadkowe. Chciałbym jednak, abyś odpoczęła i jeszcze raz to przemyślała. Nie będziemy oceniać twoich umiejętności i wiele cię nauczymy, ale musisz być świadoma, że za tym idą duże konsekwencje. - mój ton zmienił się na poważny. - Dla własnego bezpieczeństwa nie kontaktujemy się z osobami z zewnątrz i nie utrzymujemy z takimi osobami przyjaźni. Jedynie możemy się z kimś kontaktować będąc przy okazji w wiosce. Naszym celem jest poświęcenie dla innych. Możesz niejednokrotnie zobaczyć czyjąś śmierć lub ryzykować własnym życiem... Jesteś gotowa na tak duże poświęcenie, aby chronić nieznane ci osoby?


Luna

Wyrzucała sobie w myślach okrutnie jak mogła popełnić aż taką wpadkę. Miała ochotę uderzyć się z całej siły w głowę. Kayn zlał by ją za to na kwaśne jabłko, za narażanie ich misji w tak nierozważny sposób. Nie zdziwiłaby mu się gdyby tak postąpił. Uśmiechnęła się słabo do kapitana.
-Tak wspomniałam o mamie, tak nazywamy kobietę w wiosce, która przygotowuje lecznicze wywary. Przychodzi się do niej gdy się cierpi na bezsenność lub dokucza jakiś ból. Dlatego wysłała mnie po zioła. Do kolejnego wywaru. - powiedziała poważnie ponownie odwracając wzrok ku wyjściu z jaskini.
- Pracowałam tam, ale równie dobrze mogę zajmować się czymś innym - na wszystkie sposoby próbowała naprawić swój poprzedni błąd. Cóż więcej mogła zrobić? Kątem oka widziała uśmiech na twarzy mężczyzny tak jakby był zadowolony z faktu, że chce do nich dołączyć.

 Czyżby mieli tak słabą drużynę, że brakowało im ludzi? Przyjmowali przybłędę z ulicy. Gdyby mogła roześmiałaby mu się w twarz, ale nie mogła.
-Nie mam nikogo z kim mogłabym się kontaktować (kłamstwo), ani nawet nie chce (kolejne kłamstwo)- całe jej życie składało się z kłamstw. Co mogła mu jeszcze powiedzieć? Musiała dostać się do tej durnej ekipy ratunkowej. Kayn by tego chciał. Po to została wysłana. Zdobyć zaufanie, odzyskać kamień i wrócić do bazy. 

- Jak mówiłam pomagałam mamie w wiosce, śmierć nie jest mi obca. Śmiertelne przypadki także przyjmowaliśmy, a raczej staraliśmy się sprawić aby mniej cierpieli przed śmiercią.- gdyby przypadkiem ją spytał o zastosowanie ziół miała to w małym paluszku. U Kayna... Jej Kayna... Zdobyła taką wiedzę jakiej potrzebowała aby przetrwać. 


Ekko

-Tyle mi wystarczy. - kiwnąłem głową - Osoby, które nie mają własnego dachu nad głową i są pewne swojego celu, zawsze znajdą u nas schronienie. Kolejna z przepowiedni sprawdziła się, a to dobry znak. Zrobimy wszystko, aby zapewnić ci ochronę i nauczyć samoobrony.
Usiadłem na przeciwko dziewczyny, usilnie próbując doczyścić się z mazi, która pozostała na moim ciele oraz ubraniach. Wcześniej nie miałem nawet okazji, aby to zrobić. Znowu musialem się męczyć z czyszczeniem krwi stworów z ubrań. Jakbym już na chwilę obecną nie było ich mało w mojej szafie. To tego czyszczenie było strasznie uciążliwe.
Na moich kolanach usiadła Ikki, cały czas przyglądając się nowej rekrutce. Nawet na chwilę nie odrywała od niej wzroku. Jakby była zahipnotyzowana. Jedynym ruchem jakim wykonywała było poruszanie niewielkim noskiem, bacznie badając zapach, który unosił się w powietrzu.
-Wybacz za moją jaszczurkę. Po raz pierwszy widzę, aby zachowywała się w ten sposób. Oprócz naszej drużyny nie za bardzo lubi zbliżać się do ludzi. - powiedziałem spokojnie głaszcząc jaszczurkę po łebku, aby ją uspokoić. Mimo to nadal nasłuchiwała ruchów w otoczeniu, przyglądając się "nowej". Chcąc uspokoić zwierzę zasłoniłem jej oczy, nie widząc jednak otoczenia szybko zerwała się wbiegając na moje ramię i szybko znikając. Spojrzałem zdziwiony w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była Ikki.
-Dziwne... Mniejsza o to. Musisz odzyskać siły. Kiedy przestanie padać, udamy się do kryjówki. Musisz poznać resztę mojej załogi.
***
Minęło sporo czasu zanim przestało padać. Dziewczyna wyglądała lepiej niż wcześniej, więc bez obawy mogłem zabrać ją na grzbiet wyrośniętego stwora.
-Musimy ruszać w drogę, jeśli chcemy dotrzeć przed zachodem. Nie mamy zbyt wiele czasu. - mruknałem pod nosem spoglądając w niebo. Słońce zaczynało powoli chować się za drzewami. - Chciałbym jeszcze poznać twoje imię, skoro mamy ze sobą spędzić tyle czasu. Ludzie ochrzcili mnie imieniem Ekko, więc rownież możesz używać tego imienia. Jestem liderem, jak to nazwałaś, "drużyny bohaterów".


Luna

Jak na kogoś kto nie chciał zabierać zwykłych ludzi do swojej kryjówki zbyt szybko się zgodził jak na jej gust. Mogła przecież być każdym. Choćby sprzymierzeńcem ich największego wroga co w gruncie rzeczy nie byłoby kłamstwem. Dokładnie tym była. Uśmiechnęła się lekko patrząc z niepokojem na jaszczurkę. Po chwili przeniosła wzrok na kapitana przyglądając się uważnie jego ruchom. Zawsze miała się na baczności przed nieznajomymi. A zwłaszcza wrogami... Położyła się płasko na ziemi i podłożyła sobie dłonie pod głowę. Nie była ani trochę wyczerpana, może lekko zmęczona, ale znając jej tryb życia nikt by się tym nie przejął. Nie w domy Kayn'a. Tam ciągle trzeba byłoby być w gotowości. Jaszczurka nie była tak bardzo ufna jak jej właściciel. Nie było to jednak istotne. Nie zamierzała być w ich ekipie dłużej niż to konieczne. Już czuła się słabsza, czuła że ukryty kryształ powoli traci swą moc. Ile miała czasu? Miesiąc, dwa? Max trzy, nie więcej. W tym czasie musiała dowiedzieć się gdzie przechowują kryształ. Często zmieniali bazę więc kapitan nie mógł mieć go przy sobie, nie naraziłby kamienia na tak wielkie niebezpieczeństwo. W takim razie gdzie go mógł schować? Czy ktoś jeszcze to wiedział? Najlepszym źródłem był sam kapitan jednak jego postawa nie była zachęcająca. Owszem był uprzejmy, ale nic ponadto. Przypadkowe odkrycie swoich kształtów także nie zrobiło na nim wrażenia. Może gdyby udałoby jej się... Udałoby jej się.. samo słowo ciężko przechodziło jej przez myśl. Gdyby udało jej się z nim zaprzyjaźnić. Miała nadzieję, że w dużej mierze to on będzie ją "szkolił" choć wątpiła czy nauczy ją czegoś czego by nie potrafiła. Wtedy jednak będzie doskonała okazja by się do niego zbliżyć. Nic nie odpowiadając na słowa mężczyzny zapadła w spokojny sen. Jednak nawet najmniejszy szmer byłby w stanie ją obudzić.
***
Przeciągnęła się delikatnie słysząc głos obok siebie. Nastał kolejny dzień i po raz kolejny należało wcielić się w rolę początkującej rekrutki, która nic nie wie o życiu. Podniosła się z ziemi powoli pamiętając, że ma zranioną nogę. Lekki ból nigdy jej nie przeszkadzał wolała jednak nie ryzykować ciekawości Ekko. Spojrzała na kapitana. Nie mogła podać mu swojego prawdziwego imienia. Bałaby się, że ją rozpozna. Nie od dziś było wiadomo, że Kayn ma wychowanice imieniem Luna. Plotki głosiły, że jest szybka jak strzała, zwinna jak kot... I brzydka jak noc. Nikt jej nigdy nie widział, a ci którym się udało od dawna nie żyli. Okradała wszystkich, bogatych, biednych bez wyjątku. Byli też tacy co zarzekali się, że stanęli z nią oko w oko, ale jej widok był tak przerażający, że aż zbierało się na wymioty. Zawsze pracowała w przebraniu. Nie ryzykowałaby swojej tożsamości.
- Nazywam się Kenna - podeszła do wielkiej jaszczurki- a więc... Ekko. Chce ci tylko powiedzieć, że zazwyczaj nie bywam tak słaba jak wczoraj



Ekko

-Kenna... Ciekawe imię. Powinniśmy ruszać. Nie mamy zbyt wiele czasu. - podsadziłem dziewczynę, pomagając jej wspiąć się na grzbiet białego niedźwiedzia. Sam usadowiłem się tuż za nią, aby nie spadła w czasie podróży. Delikatnym klepnięciem w bok dałem znać zwierzęciu, że powinniśmy już ruszać.
***
Zsiadłem z niedźwiedziego grzbietu kiedy dotarliśmy na miejsce. Słońce praktycznie schowało się za horyzontem, pozostawiając po sobie jedynie mrok. Kiedy i dziewczyna znalazła się na ziemi, dałem przerośniętemu przyjacielowi znak, że może się oddalić. W zaledwie kilka sekund zniknął za pobliskimi drzewami pozostawiając nas u podnóża góry.
Tuż przed nami otworzyły się skalne wrota, ukazując przytulne i barwne pomieszczenie. Bez wahania wszedłem do pomieszczenia zrzucając z siebie zbędne okrycie. Niepotrzebna część ubrania wylądowała na szafce nieopodal wejścia.
-Wiara, wróciłem do domu. Mamy nowego członka załogi. - krzyknąłem radośnie wchodząc do jednego z pokoi, gdzie siedziały dwie osoby. - Oto Kenna. - zaprosiłem gestem ręki dziewczynę do środka, aby podążała za mną. - Ci tutaj to Jinx oraz Malphite, w skrócie Malph. - pokazałem ręką na dziewczynę w długich kucykach w kolorze ognistej czerwieni. Na przeciw niej siedział kamienny olbrzym, który zdawał się nawet nie przejmować obecną sytuacją. Jedyne co robił to układanie drewnianego statku w butelce. 
-Kolejna, która ucieknie lub umrze po tygodniu? Czemu nie może się do nas zgłosić ktoś lepszy? Ktoś, kto przeżyje chociaż pół roku? Jakoś nie ufam jej zbytnio. - powiedziała Jinx, z pretensją na mnie spoglądając.
-Ta... - mruknąłem pod nosem. - Nie zwracaj na to zbytniej uwagi. Przede wszystkim Jinx zajmuje się szkoleniem nowych. Jest dziwna i szalona, ale przy bliższym poznaniu nie jest taka zła. 
Tym razem podszedłem do kamiennego stwora, który nadal nie przejmował się moją obecnością oraz przybyłym gościem. 
-Malp to wielkolud o wielkim sercu, chociaż przez to kamienne ciało praktycznie nic nie czuje. - zaśmiałem się cicho, delikatni uderzając go pięścią w ramię. Stwór nawet nie drgnął. - Jest potworem, ale nie musisz się go obawiać. Dawno temu jego ciało wchłonęło duszę zabłąkanego chłopca i teraz jest bardziej jak człowiek. Brzmi strasznie, ale dobry z niego przyjaciel. 
Tuż obok Kenny pojawiła się kobieta, poruszając się prawie bezszelestnie. Przyodziana w złoto-niebieskie szaty, o idealnej cerze i aksamitnych włosach. Spojrzała na mnie pustymi oczyma. 
-Victor... W końcu wróciłeś.- wyszeptała ledwie słyszalnie.
-Kenna, poznaj Sonę. - powiedziałem podchodząc do swojej przyjaciółki. Objąłem ją ramieniem, przez co dziewczyna delikatnie wtuliła się we mnie. - Jest naszą wyrocznią. Większość czasu spędza w swoim pokoju, głównie analizując gwiazdy i ułożenie planet. Nieczęsto się odzywa. - przerwałem kiedy Sona stanęła na palcach, przybliżając się do mnie. Wyszeptała jedynie ciche "chce z tobą porozmawiać. Miałam nową wizję....". 
Nieczęsto kontaktowała się z innymi osobami z drużyny, informacje przekazując jedynie mi. Była cichą i zamkniętą osobę. Nawet po tak długim czasie, nadal ufała tylko mi.
-Muszę cię przeprosić i wysłuchać mojej przyjaciółki. Za niedługo wrócę. - ukłodziłem się lekko spoglądając na Kennę. Po chwili zniknałem za drzwiami pokoju, który należał do Sony.

Luna/Kenna

Podróż ciągnęła jej się niemiłosiernie długo. Podróż na białym niedźwiedziu była monotonna zwłaszcza, że PAN KAPITAN kazał jej siedzieć z przodu. Zapowiadały się przed nią ciężkie dni. Skoro już teraz miała ochotę zdzielić go w głowę to co będzie później. Westchnęła cicho i złapała się szorstkiego futra. Osobiście wolała podróżować na wilkach, były szybkie i nieprzewidywalne. Ci tutaj jednak zbytnio nie spieszyli się ze swoją robotą. A przynajmniej nie Ekko, który poruszał się w ślimaczym tempie. Kiedy podróż w końcu dobiegła końca miała ochotę dziękować światu za okazaną łaskę. Ostrożnie ześlizgnęła się z olbrzymiego cielska stając obok mężczyzny. Miał kamienną twarz, z której nic nie mogła wyczytać. Całkiem jak ona. Nikomu nie pokazywała swoich prawdziwych uczuć gdyż niewiele ich posiadała. Kochała Kayn'a, oddałaby za niego życie, przygarnął ją, ale tak naprawdę nigdy nie miała swojego miejsca w życiu. Musiała walczyć aby nie stracić tej cząstki, którą miała. Z trudem w duchu przyznała, że ich kryjówka była dobrze zabezpieczona przed niechcianymi gośćmi. Nie znaczyło to jednak, że nikt nie mógł się tu dostać co było doskonałym przykładem.
Uważnie studiowała każdą napotkaną twarz na razie ignorując wnętrze. Ruda...Jinx czy jak jej tam było od razu wydała się Lunie podejrzana. Nie można było jej ufać. Wybuchowa i temperamentna. Już widziała radość Rudej kiedy skopie tyłek nowej na treningu, a czarnowłosa nic nie będzie mogła zrobić. Luna nie przejmowała się jej wrogością, również ich nie znosiła. Drugi, osiłek, który niczym dookoła się nie przejmował od razu przypadł jej do gustu. Przynajmniej nie będzie pakował nosa tam gdzie nie trzeba. 
- Miło was poznać - uśmiechnęła się do wszystkich - obym nie zginęła tak szybko jak mówisz, może i jestem mała, ale szybko się uczę -nie lubiła być lekceważona. Pokój był skromny. Zniszczona kanapa, duży stół z mapą na środku i kilka krzeseł pod boczną ścianą. To musiał być salon. Uwagę dziewczyny przykuła nowa postać w pokoju. Ta ją zaniepokoiła. Wyrocznia? Mogła napytać jej strasznej biedy, zdemaskować jeśli trafi jej się odpowiednia wizja. Zazwyczaj jednak przepowiednia miała kilka znaczeń i nie było tak łatwo ją dopasować do otaczającego świata. Mimo wszystko nie spodobało jej się to. Nim Luna zdążyła coś powiedzieć Ekko zniknął, a ona została sam na sam z resztą załogi, w której łaski musiała się wkupić. Spojrzała uważnie na Jinx. Ona stanowiła większą niewiadomą.
- Długo przebywacie już w tym miejscu? - zapytała nie bardzo wiedząc od czego zacząć rozmowę. Nie chciała też stać bezczynnie jak kołek. Musieli widzieć w niej coś więcej niż mięso armatnie. Oczywiście nim nie była, ale w ich oczach musiała uchodzić za nowicjuszkę.



Ekko

-Od kilku lat, ale tobie nie wróżę aż tak długiego pobytu w tym miejscu. - powiedziała Jinx śmiejąc się na cały pokój. - wymiękniesz albo skończysz w żołądku któregoś ze stworów. Co chwila ktoś się tutaj pojawia i każdy był mięczakiem. Tu nie ma miejsca dla laleczek szukającego darmowego domku. - ognistowłosa rozłożyła się na kanapie, kładąc nogi na stole. - Chyba, że nagle obudzisz się kamiennym golemem. Może w tedy coś ci pomoże. Prawda Malp? - uderzyła kamiennego stwora w rękę cały czas się głośno śmiejąc. Malphite jedynie mruknął coś pod nosem, nie przejmując się zachowaniem swojej wspólniczki. Kolejne uderzenie dłoni Jinx padło na stół. Malp ze spokojem patrzył jak jego cenny statek w butelce się rozsypuje, pozostawiając po sobie jedynie stertę patyczków w szkle.
Stwór od razu wybuchnął rykiem, rzucając w ścianę stołem. Jinx uchyliła się przed atakiem nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
***
-Viktor... - wyszeptała Sona spoglądając mi w oczy.
-Nie powinnaś używać mojego starego imienia przy innych, zwłaszcza przy nowych osobach. Wolałbym całkowicie o nim zapomnieć. - powiedziałem poważnie. Moja twarz szybko złagodniała. Nie potrafiłem się przy niej denerwować. Jej obecność na wszystkich działała kojąco i uspokajająco. Wystarczyło się jedynie wsłuchać w jej łagodny głos.
- Wybacz Viktorze. Wiesz, że nie lubię tamtego imienia. - na znak potwierdzenia kiwnąłem jedynie głową. - Udało mi się rozszyfrować wizje z ostatnich nocy. W lęgach na skraju lasów wyklują się młode i będą poszukiwały pożywienia. Jedna ze ścieżek pokazuje, że istnieje możliwość ataku na wioskę. Jest jeszcze jedna... Nie widzę dokładnie obrazu, ale to coś dobrego i złego zarazem. W czasie wizji czuję negatywną energię... Bądź czujny. - ledwie wypowiedziała ostatnie słowa.
-Dziękuję. - mruknąłem patrząc zamyślany w podłogę. Coś dobrego i jednocześnie złego... To mogło być cokolwiek. Mogło nawet dotyczyć Kenny. W tej sytuacji najlepiej było zaufać Sonie i jej przeczuciom. Sprowadzenie tutaj tej dziewczyny jej zdaniem jest czymś bardzo ważnym i wniesie wiele zmian do naszego życia. Jej przeczucia nigdy nie były błędne.
Podniosłem gwałtownie głowę słysząc huk w salonie. Jak zawsze musieli coś zrobić i Malp zaczyna rzucać meblami.
-Zanim do nich wrócę... - powiedziałem cicho - pozwolisz, że jej pożyczę. - zgarnąłem jedną z sukienek Sony, które leżały na jej łóżku. Dziewczyna nic nie powiedziała, ale w jej oczach widziałem zgodę.

Wyszedłem z pokoju Sony, pozostawiając wyrocznię samą w pokoju. Zatrzymałem tuż przed wejściem do salonu.
-Uspokójcie się. Jinx, nie prowokuj go. Malp, przestań rzucać meblami. To już piąty stół w tym miesiącu. Następnym razem dostaniesz ucięty pień drzewa. Może chociaż tego nie rozwalisz.
Jak na komendę wielkolud usiadł na ziemi, prychając coś pod nosem. Nie potrafił mówić, ale swoje emocje wyrażał niekiedy zbyt dosadnie.
-Mam nadzieję, że się nie przestraszyłaś. Nie są groźni, ale trzeba się do nich przyzwyczaić. - przewróciłem oczyma. Nawet dnia spokoju nie można mieć. - Poznałaś już ekipę, więc pokażę ci resztę kryjówki.
Szybko oprowadziłem dziewczynę po "domu", pokazując przy tym inne pomieszczenia jak moją "norę", w której były planowane wszystkie misje i strategie, łazienkę oraz pokój każdego z członków drużyny.
-Tutaj będzie twój pokój. - wskazałem na niezamieszkane pomieszczenie na końcu korytarza. - Jeśli czegoś potrzebujesz, możesz śmiało pukać do mojego pokoju i pytać o co chcesz. Na dzisiaj to tyle. Możesz się rozgościć i odpocząć. A tu coś na przebranie. - rzuciłem jej sukienkę, którą cały czas miałem w ręku.


Luna/Kenna

Ta mała prowokacja Rudej kompletnie nie zrobiła na niej wrażenia. Jeśli liczyła, że ją wystraszy zachowanie kamiennego stwora to grubo się przeliczyła. Takie kąski łykała na śniadanie. Ze spokojem obserwowała jak stół przelatuje przez połowę pokoju po czym ląduje na ścianie roztrzaskując się na miliony kawałeczków. Jedno musiała przyznać. Miał parę w łapach. Jinx specjalnie go prowokowała, czego Luna nie miała jej za złe. Sama pewnie w normalnych okolicznościach zachowałaby się podobnie. No może trochę bardziej okrutnie. Już miała usiąść i trochę odpocząć kiedy do pokoju ponownie wrócił kapitan. Rozmowa nie zajęła mu zbyt dużo czasu. Powiedziałaby nawet, że nie minęło nawet dziesięć minut. O czym ten idiota mógł rozmawiać z wyrocznią? Chyba nie o niej. Gdyby tak było i zostałaby zdemaskowana to na pewno mężczyzna nie dałby jej przebywać w tajnej bazie, a co dopiero żyć. Zawisłaby jako ozdoba na jednej ze ścian. Mogliby się chełpić, że pokonali największą złodziejkę tych czasów. Na listach gończych była podobnie rozchwytywana co Kayn. Z tą różnicą, że jej tożsamości nikt do tej pory nie poznał.
- To były bardziej popisy, nic czego bym się wystraszyła. Dzieciaki w wiosce ciągle to robią - uśmiechnęła się lekko. Tyle kłamstw ile przejdzie przez jej usta podczas pobytu tutaj chyba nie wypowiedziała przez całe swoje życie. Oglądając dokładnie wszystkie ściany, pokoje, wystroje wnętrz nie znalazła nigdzie kamienia. Oczywiście nie była aż tak głupia aby sądzić, że zostawią go na widoku. Na pewno jednak wyczułaby choć cień energii. Z żalem musiała przyznać, że Ory tutaj nie było. Czas coraz bardziej działał na jej niekorzyść. Z uśmiechem na ustach i bólem w sercu szła dalej. Była wściekła. Nic nie układało się tak jak powinno. Weszła do pomieszczenia, które Ekko nazwał norą. Nic wielkiego. Kilka szafek, łóżko, mapy i dziwny wystrój. Czego innego mogła się spodziewać po kryjówce wydrążonej w skałach? Ci ludzie mieli zerowe pojęcie o guście. Nie to jednak było przedmiotem jej zainteresowania, ale mapy. Może gdzieś kapitan zapisał położenie kamienia. Wystarczyłoby tylko przeszukać jego pokój i nie dać się złapać. Jak tylko znaleźć się w jego sypialni bez wzbudzania podejrzeń? Z burzą myśli szła dalej pozostałym pomieszczeniom pozostawiając mniej swojej uwagi. Gdy dotarli do drzwi, które prowadzić miały do jej pokoju pchnęła je lekko, a te ze zgrzytem się otworzyły. Powinna je naoliwić. Inaczej nie uda jej się wymknąć niepostrzeżenie.
-Dziękuję, że mnie przyjąłeś- zwróciła się do Ekko stając na progu drzwi. W locie złapała rzucaną sukienkę. Od razu można było zauważyć, że będzie bardzo dopasowana w niektórych miejscach. Skinieniem głowy podziękowała mężczyźnie. Wolała na razie zachowywać się w stosunku do niego z rezerwą. Coś jej się wydawało, że Kapitan mógłby być zbyt spostrzegawczy co nie sprzyjało do końca jej misji.



Ekko

Spojrzałem zdziwiony kiedy mi podziękowała. Nieczęsto zdarzało się słyszeć takie słowa od rekruta. Wiele osób nas szukało tylko dlatego, że byliśmy znani. Uważali, że walka z potworami to zabawa, dzięki której będą sławni we wszystkich wioskach. Ochrona ludzi była naszą misją, ale nie zależało nam na sile, jak wielu osobom się wydawało. 
-Przyjmiemy pod dach każdego, kto nie ma swojego miejsca. Nie musisz za to dziękować. Każda osoba z załogi to wyrzutek, który niejedno doświadczył w życiu. Głównie to nas ze sobą scala. Jesteśmy jak rodzina. - powiedziałem spokojnie. Przed oczami ukazała się moja siostra, kiedy byłem jeszcze dzieckiem oraz pierwsze spotkanie z Soną. Nawet jeśli te myśli były zyt bolesne, nie chciałem o tym nigdy zapomnieć. - Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej niż większość naszych rekrutów. Jeśli będziesz chciała kiedyś poznać historię każdego z nas, wiesz gdzie możesz nas znaleźć. - mruknąłem z bladym uśmiechem.
Przegarnąłem włosy doprowadzając swoje myśli do porządku. Nie mogłem się rozpraszać w takim momencie. Instynktownie dotknąłem palcami swojej blizny na środku twarzy, która układała się w znak X. Nigdy nie zapomnę tego jak powstała i kto się do tego przyczynił. Była to moja jedyna pamiątka z tamtego tragicznego dnia.
-Prawie bym zapomniał. Sona przepowiedziała, że jutro niedaleko wioski wylęgną się potwory i będą poszukiwały pokarmu. W czasie misji będziesz ze mną, więc sprawdzimy twoje umiejętności. Za godzinę staw się w salonie, w tedy dopracujemy cały plan działania. Możesz się przebrać i odświerzyć. 
Posłałem jej ledwie widoczny uśmiech, znikając za drzwiami swojego pokoju, który znajdował się tuż obok. Zamknąłem za sobą drzwi wzdychając ciężko. 
Coraz bardziej męczyły mnie myśli i wspomnienia z przeszłości. Gdyby nie nasza misja, już dawno bym się w tym zatracił i zapewne zwariował. Kiedyś na pewno to nastąpi, jednak wcześniej muszę zniszczyć Kayna, który był sprawcą mojego nieszczęścia. Miałem zamiar pomścić swoją ukochaną siostrę oraz uwolnić od niego świat. Był jedyną osobą, która zasługiwała na śmierć. Kiedy w końcu staniemy twarzą w twarz, to właśnie ja będę tym, który zada mu ostatni cios. Od tak dawna czekałem na ten moment. Ale to jeszcze nie był ten czas. Najpierw musiałem ochronić przed nim Orę. Nadal miał część jej energii, więc walka nie była zbyt sprawiedliwa. Jeśli jeszcze trochę będę cierpliwy, moc kamienia całkowicie zniknie z niego ciała a ja będę mógł dopełnić swoje plany.